środa, 25 września 2013
niedziela, 15 września 2013
Rozdział XXVI
Rozdział XXVI
Minął tydzień od powrotu, znowu jesteśmy razem. Ale coś się popsuło, nie potrafimy nawet ze sobą rozmawiać, tylko cześć i koniec. Leon cały czas gdzieś jeździ, gra koncerty. Mało czasu spędzamy razem.
-Violetta, jesteś? - usłyszałam głos Federico.
-W kuchni. - krzyknęłam, po chwili Federico stał już na przeciwko mnie.
-Siema siostra.
-Hej. - powiedziałam cicho.
-Znowu się kłócicie? - nie odpowiedziałam mu tylko lekko skinełam głową. Federico mnie przytulił.
-Będzie dobrze. - wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
-Violu wróciłem. - usłyszałam głos Leon, odsunęłam się od Federico i poszłam do salonu gdzie był Leon. Podeszłam i przytuliłam się do niego, brakowało mi tego, ostatnio nie mamy w ogóle dla siebie czasu. Leon odsunął się. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem. On tylko pokazał mi na swoją bluzkę na której było jakieś jedzenie, w ręku miał opakowanie po. Zaczęłam się śmiać, a Leon razem ze mną.
-Przepraszam, nie zauważyłam że coś trzymasz. - nie mogłam opanować śmiechu.
-Wiesz mam dla Ciebie taką niespodziankę. - powiedział Leon podchodząc do mnie bliżej.
-Jaką? - także podeszłam do niego.
-Jedziemy w podróż posłubną. Sami na miesiąc.
-A co z dziećmi?
-Zostaną u Ludmily i Diego.
-A gdzie chcesz mnie zabrać?
-To już będzie niespodzianka.
-No Leoś..
-Nic nie powiem, musisz się tylko spakować. O 19 mamy samolot, więc szybko. -Leon pocałował mnie w policzek i odszedł?
-Która jest godzina?
-16.30 masz jeszcze 2 godziny.
-Co? - szybko pobiegłam na górę. Zaczęłam się pakować, zdziwiłam się że wszystkie ubrania są wyprane. Włożyłam po prostu wszystko do walizki. Na miesiąc musiałam spakować sporo rzeczy, wyszły mi dwie walizki. Leon był już spakowany, miał jedną walizkę i dużą torbę.
-Violetta, gotowa? Musimy już iść.
-Tak już idę. - zeszłam na dół, pożegnałam się z dziećmi Ludmilą i Diego. Przed domem stała Fran z Federico.
-Wy też widzieliście?
-Wszyscy wiedzieli, to taka niespodzianka. - powiedział radosny Federico. -Mam nadzieje że wzięłaś jakiś krem z filtrem, bo będzie gorąco. Ups. To miała być niespodzianka, ale w sumie nic istotnego nie powiedziałem.
-Dobra Federico uspokój się, miłej zabawny kochani. - Francesca nas przytuliła.
-Tylko nie wróćcie z 3 dzieckiem.
-Fede. - spojrzałan na niego.
-Żartuje przecież, przecież to mogą być znowu bliźniaki. - zaczęliśmy się śmiać.
-Dobra musimy iść bo spóźnimy się na samolot.
-Tak masz rację. - ostatni raz się przytuliliśmy i pojechaliśmy.
Francesca
-Przyda im się ten wyjazd.
-Masz racje, trochę się między nimi popsuło.
-Wracamy do domu? Viola jest trochę zmęczona.
-Ta no chodź. - Federico złapał mnie w pasie i ruszyliśmy do domu. Szybko byliśmy na miejscu. Przed starym domem Leona stała jakąś ciężarówka.
-Ktoś się tam chyba wprowadza.
-No Leon coś mówił że sprzedaje dom. - spojrzałam jeszcze raz w stronę tego domu, lecz tym razem moją uwagę przykuł wysoki chłopak z czarnymi dłuższymi włosami. Jest naprawdę przystojny. Co? Fran ogarnij się. Masz żonę i dziecko. Odwróciłam się jeszcze raz w stronę chłopaka, nie miałam pojęcia że aż tak zmieni moje życie.
-Wszystko dobrze? - spytał mój jeszcze bardziej przystojny mąż.
-W jak najlepszym. -cmoknęłam jego usta. Spokojnie weszliśmy do domu, Federico poszedł położyć małą, a ja usiadłam w salonie. Ciągle myślałam o tym chłopaku, wydaje mi się że go znam. Te charakterystyczne loki, kojarzą mi się z tylko jedną osoba.
-Marco. - powiedziałam cicho.
-Federico a nie Marco. -zaśmiał się mój mąż i usiadł obok mnie.
-Muszę wyjść na chwilę, wrócę za godzinę lub wcześniej.
-A gdzie idziesz?
-Muszę iść do domu Violi i Leona do Ludmily. Pa. - powiedziałam i szybko wyszłam z domu, nie chciałam go okłamywać ale musiałam sprawdzić czy to on. Postanowiłam tam pójść, spytać o coś. Podeszłam spokojnie do drzwi, delikatnie nacisnęłam na dzwonek. Drzwi otworzył wysoki chłopak, spojrzałam na jego twarz teraz już byłam pewna że to ona.
-Cześć. - powiedziałam cicho.
-Francesca? Tyle lat! - Marco mocno mnie przytulił. -tęskniłem za tobą, po twoim wyjeździe z Mediolanu.. - jego twarz nagle posmutniała.
-Ja też za tobą tęskniłam. -dziwnie się czułam, kiedyś byliśmy razem, Marco był moja pierwszą miłością.
-Wejdz do środka, nie będziemy tak stać, zimno jest. - powiedział i wskazał ręką żebym weszła. Usiadłam na kanapie a obok mnie Marco. -Bardzo się zmieniłaś
-Mam nadzieję że na lepsze
-Oczywiście, jesteś jeszcze piękniejsza. - czułam jak zaczynam się rumienić. Marco to zauważył i zaśmiał się.
-Ty też się bardzo zmieniłeś, tylko przez te loki Cię poznałam.
-Mój znak rozpoznawczy. -oboje zaczęliśmy się śmiać. -Widziałem Cię dzisiaj, tylko nie byłem pewny czy to Ty.
-Ja też Cię widziałam i musiałam sprawdzić.
-Wiesz, bardzo za tobą tęskniłem. -Marco zaczął się do mnie przybliżać, chciał mnie pocałować, nie mogłam na to pozwolić.
-Marco.. - powiedziałam odsuwając się od niego. -Ja nie mogę. - spuściłam głowę. -Mam męża i dziecko, których bardzo kocham. Nie mogę tego straci. Przepraszam, nie powinnam tu przychodzić. - chciałam wyjść, lecz pociągnął mnie za rękę, staliśmy na przeciwko siebie, czułam na sobie jego oddech. Pocałował mnie.
-Nie Marco.. - powiedziałam odsuwając się od niego.
-Przecież oboje tego chcemy. -znowu mnie pocałował.
-Ja..
-Wiem że tego chcesz. - znowu próbował mnie pocałować. Opamiętałam się i uderzyłam go w twarz.
-Ja tego nie chce. - wybiegłam z jego domu, czułam się okropnie. Łzy leciały mi z oczu, przecież kocham Federico, jest dla mnie wszystkim. Czego tam poszłam.
-Fran! - usłyszałam jak ktoś mnie woła.
Odwróciłam się, za mną stał...
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przepraszam że nie pisałam! Po prostu szkoła.. jestem w 1 gimnazjum, nowi ludzie, nauczyciele i ogólnie nowy budynek. Ciężko się ogarnąć, teraz już będę pisała. Naprawdę przepraszam, mam nadzieję że ktoś to będzie jeszcze czytał. ;c
niedziela, 1 września 2013
Rozdział XXV
Rozdział XXV
-Violu muszę iść do studia. Mam zaraz zajęcia.
-Dobrze idź. - przytuliłam mnie i wyszła. Znowu zostałam sama. Najgorsze jest to że gdy jestem sama, myślę o nim. Przecież taka głupia kłótnia nie powinna zniszczyć naszej miłości, jeśli w ogóle ona istnieje. Ale gdyby mnie nie kochał siedział by przy mnie przez półtorej roku gdy byłam w śpiączce? Przecież tyle czekaliśmy na nasz ślub. Mamy dzieci. Przecież gdyby to nie była miłość nasz związek skończył by się po miesiącu. Albo jeszcze wcześniej. Wstałam z łóżka. Moją uwagę zwrócił różowy zeszyt. Mój pamiętnik. Tak dawno nic w nim nie pisałam. Wzięłam go do ręki usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać.
"Nie wiem co o tym myśleć. Kocham Leona. Zawsze myślałam że nasza miłość jest prawdziwa.. teraz nie wiem. Może to wszystko, to przez co odwoływaliśmy nasz ślub było jakimś znakiem żeby tego nie robić? A może to kolejna próba, ale czy damy radę? To jest tak jakby świat nie chciał żebyśmy byli razem. My się zmieniamy, nie wiem czy na dobre. Ale nie mogę stracić Leona." Skończyłam pisać, to co tam napisałam było takie głupie.
-Violu ktoś do Ciebie.
-Już idę. - zeszłam na dół, zobaczyłam Leona w drzwiach. Od razu do niego podbiegłam i go przytuliłam. Lecz on mnie nie przytulił. Odsunął się.
-Coś nie tak?
-Przyszedłem do dzieci.
-Ale Leon.. przecież, tak kłótnia.
-Ta kłótnia była bez sensu.
-Chciałam Cię bardzo przeprosić. - znowu przytuliłam Leona. Lecz on znowu się odsunął.
-Ja nie powiedziałem że chce się pogodzić, przyszedłem do dzieci, mam do nich takie samo prawo jak ty. Zabieram je do siebie. - pobiegłam do pokoju na górę, nie mogę uwierzyć że tak szybko sobie odpuścił nas.. czułam się okropnie jakby świat się zawalił, jakbym nic nie miała. Straciłam Leon, najważniejszą osobę. Nie chciałam z nikim rozmawiać, szłam przed siebie.
-Cześć Violetto.- zobaczyłam Gregga. - Wszystko w porządku?
-Nic nie jest w porządku. Leon mnie zostawił. - zaczęłam płakać. Gregg chciałam mnie przytulić, lecz ja się odsunęłam i uciekłam.
Leon
Nie wiem czy zrobiłem dobrze. Może powinniśmy od siebie odpocząć, dać sobie przerwę. Sam nie wiem.
-O Leon, siema. - usłyszałem głos Federico. - Jest tu gdzieś z tobą Violka? Bo byłem u was w domu i tam jej nie ma więc jest tu?
-Nie ma jej tu.
-A nie wiesz gdzie może być?
-Nie wiem. Może w waszym starym domu?
-Tam też jej nie ma. Wiem o waszej kłótni, boję się o nią żeby nie zrobiła nic głupiego. - Federico odszedł. Wziąłem maluchy na ręce i poszedłem z nimi do domu.
-Esmeraldo zajmiesz się nimi?
-Oczywiście. - starsza kobieta usmiechnęła się do mnie. Chciałem przynajmniej się upewnić, że Violi nic nie jest.
*3 dni później.*
-Nikt nie wie gdzie ona jest.
-Spokojnie Leon byłem na policji, szukają jej.
-Ale to wszystko moja wina. Gdybym wtedy tak się nie zachował Violetta by tu była. - z oczu chłopaka leciały łzy. Nigdy nie widziałem go w takim stanie.
-Leon nie możemy tak siedzieć, trzeba jej szukać. U kogo jeszcze nie byliśmy?
-U Gregga. - chłopak zerwał się z miejsca. - Wiesz gdzie on mnieszka?
-Tak, chodźmy. - szybko ruszyliśmy w stronę domu Gregga. Zadzwoniliśmy do drzwi. Otworzył nam.
-Czego chcecie? - spytał sucho.
-Gdzie jest Violetta?! - zaczął krzyczeć Leon.
-Daleko.. oj daleko. Sam jej wtym pomogłem. - ledwo powstrzymałem Leona od rzucenia się na niego. Sam też ledwo się powstrzymałem.
-Hhahh, jesteście śmieszni. A Ty Leon miałeś już swoją szansę. Teraz jej nie znajdziesz. - zamknął drzwi.
-Zabije go! - krzyknął Leon.
-Uspokój się. Trzeba iść na policję powiedzieć, że Gregg wie gdzie ona jest. - poszliśmy na policję. Wszystko powiedzieliśmy, pojechaliśmy z nimi do domu Gregga.
-Gdzie dziewczyna? - spytał policjant. Chyba się przestraszył. Zaczął mówić.
-Dałem jej bilet na samolot do małego miasta w Anglii, do Denton. Jest tam od wczoraj. Powiedziała że tu nie ma po co żyć. Miałem do niej dzisiaj lecieć.
Leon
Gdy tylko to usłyszałem jak najszybciej pojechałem na lotnisko. Kupiłem bilet na pierwszy samolot tam. Nieszczęście był za godzinę. Czekałem na samolot. Podróż trwała około 12/13 godzin. Zacząłem chodzić po mieście szukać jej. Poszedłem do pobliskiego parku. Wiem że Violetta lubi takie miejsca. Chodziłem po nim, zobaczyłem dziewczynę siedzącą pod drzewem. Niepewnie spytałem.
-Violetta? - dziewczyna podniosła głowę do góry. Teraz wiedziałem że to ona. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Więc szybko ją przytuliłem.
-Przepraszam Cię za wszystko. - nic nie odpowiedziała. Postanowiłem kontynuować. - Violu, wiesz przecież że jesteś dla mnie najważniejsza, zachowałem się jak idiota, ale to dlatego że bardzo Cię kocham i boję się że Cię stracę. Nie dałbym rady żyć bez Ciebie. Przepraszam też za to że wtedy gdy chciałaś się pogodzić tak się zachowałem. Proszę Cię wróćmy razem do naszego domu w Buenos Aires. Do naszych dzieci. - podniosła głowę i spojrzała na mnie, jej twarz była smutna. Miała spuchnięte, czerwone policzki od płaczu. Rozczochrane włosy. W jej oczach było widać ból.
-Kocham Cię Leon. - wyszeptała.
-Ja też Cię bardzo kocham. - pocałowałem ją delikatnie w usta. - Wróćmy do domu. - Violetta nic nie powiedziała tylko wstała. Złapałem ją za rękę. - Masz tu jakieś rzeczy?
-Nie. Przyjechałam tu bez niczego. - poszliśmy od razu na lotnisko. Kupiliśmy bilety. Samolot mieliśmy za 2 godziny. Czekaliśmy na lotnisku.
-Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też. - dziewczyna wreszcie się usmiechnęłam.
-Kocham jak się uśmiechasz. - zaczęła się rumienic. -I jesteś piękna jak się rumienisz. - mocno mnie przytuliła. Wreszcie mieliśmy samolot. Podróż była strasznie długa.
-Leon - powiedziała Violetta, spojrzałem na nią. - nie chce się już z tobą więcej kłócić.
-Ja też nie chce się z tobą kłócić. - zbliżyłem swoją twarz do jej, czułem na sobie jej oddech. Delikatnie dotknąłem jej ust. Odwzajemniła pocałunek. Cieszyłem się tą chwilą. Brakowało mi jej ciepła, dotyku.
Zapraszam na nowego bloga!
historia-martiny.blogspot.com