Rozdział XXV
-Violu muszę iść do studia. Mam zaraz zajęcia.
-Dobrze idź. - przytuliłam mnie i wyszła. Znowu zostałam sama. Najgorsze jest to że gdy jestem sama, myślę o nim. Przecież taka głupia kłótnia nie powinna zniszczyć naszej miłości, jeśli w ogóle ona istnieje. Ale gdyby mnie nie kochał siedział by przy mnie przez półtorej roku gdy byłam w śpiączce? Przecież tyle czekaliśmy na nasz ślub. Mamy dzieci. Przecież gdyby to nie była miłość nasz związek skończył by się po miesiącu. Albo jeszcze wcześniej. Wstałam z łóżka. Moją uwagę zwrócił różowy zeszyt. Mój pamiętnik. Tak dawno nic w nim nie pisałam. Wzięłam go do ręki usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać.
"Nie wiem co o tym myśleć. Kocham Leona. Zawsze myślałam że nasza miłość jest prawdziwa.. teraz nie wiem. Może to wszystko, to przez co odwoływaliśmy nasz ślub było jakimś znakiem żeby tego nie robić? A może to kolejna próba, ale czy damy radę? To jest tak jakby świat nie chciał żebyśmy byli razem. My się zmieniamy, nie wiem czy na dobre. Ale nie mogę stracić Leona." Skończyłam pisać, to co tam napisałam było takie głupie.
-Violu ktoś do Ciebie.
-Już idę. - zeszłam na dół, zobaczyłam Leona w drzwiach. Od razu do niego podbiegłam i go przytuliłam. Lecz on mnie nie przytulił. Odsunął się.
-Coś nie tak?
-Przyszedłem do dzieci.
-Ale Leon.. przecież, tak kłótnia.
-Ta kłótnia była bez sensu.
-Chciałam Cię bardzo przeprosić. - znowu przytuliłam Leona. Lecz on znowu się odsunął.
-Ja nie powiedziałem że chce się pogodzić, przyszedłem do dzieci, mam do nich takie samo prawo jak ty. Zabieram je do siebie. - pobiegłam do pokoju na górę, nie mogę uwierzyć że tak szybko sobie odpuścił nas.. czułam się okropnie jakby świat się zawalił, jakbym nic nie miała. Straciłam Leon, najważniejszą osobę. Nie chciałam z nikim rozmawiać, szłam przed siebie.
-Cześć Violetto.- zobaczyłam Gregga. - Wszystko w porządku?
-Nic nie jest w porządku. Leon mnie zostawił. - zaczęłam płakać. Gregg chciałam mnie przytulić, lecz ja się odsunęłam i uciekłam.
Leon
Nie wiem czy zrobiłem dobrze. Może powinniśmy od siebie odpocząć, dać sobie przerwę. Sam nie wiem.
-O Leon, siema. - usłyszałem głos Federico. - Jest tu gdzieś z tobą Violka? Bo byłem u was w domu i tam jej nie ma więc jest tu?
-Nie ma jej tu.
-A nie wiesz gdzie może być?
-Nie wiem. Może w waszym starym domu?
-Tam też jej nie ma. Wiem o waszej kłótni, boję się o nią żeby nie zrobiła nic głupiego. - Federico odszedł. Wziąłem maluchy na ręce i poszedłem z nimi do domu.
-Esmeraldo zajmiesz się nimi?
-Oczywiście. - starsza kobieta usmiechnęła się do mnie. Chciałem przynajmniej się upewnić, że Violi nic nie jest.
*3 dni później.*
-Nikt nie wie gdzie ona jest.
-Spokojnie Leon byłem na policji, szukają jej.
-Ale to wszystko moja wina. Gdybym wtedy tak się nie zachował Violetta by tu była. - z oczu chłopaka leciały łzy. Nigdy nie widziałem go w takim stanie.
-Leon nie możemy tak siedzieć, trzeba jej szukać. U kogo jeszcze nie byliśmy?
-U Gregga. - chłopak zerwał się z miejsca. - Wiesz gdzie on mnieszka?
-Tak, chodźmy. - szybko ruszyliśmy w stronę domu Gregga. Zadzwoniliśmy do drzwi. Otworzył nam.
-Czego chcecie? - spytał sucho.
-Gdzie jest Violetta?! - zaczął krzyczeć Leon.
-Daleko.. oj daleko. Sam jej wtym pomogłem. - ledwo powstrzymałem Leona od rzucenia się na niego. Sam też ledwo się powstrzymałem.
-Hhahh, jesteście śmieszni. A Ty Leon miałeś już swoją szansę. Teraz jej nie znajdziesz. - zamknął drzwi.
-Zabije go! - krzyknął Leon.
-Uspokój się. Trzeba iść na policję powiedzieć, że Gregg wie gdzie ona jest. - poszliśmy na policję. Wszystko powiedzieliśmy, pojechaliśmy z nimi do domu Gregga.
-Gdzie dziewczyna? - spytał policjant. Chyba się przestraszył. Zaczął mówić.
-Dałem jej bilet na samolot do małego miasta w Anglii, do Denton. Jest tam od wczoraj. Powiedziała że tu nie ma po co żyć. Miałem do niej dzisiaj lecieć.
Leon
Gdy tylko to usłyszałem jak najszybciej pojechałem na lotnisko. Kupiłem bilet na pierwszy samolot tam. Nieszczęście był za godzinę. Czekałem na samolot. Podróż trwała około 12/13 godzin. Zacząłem chodzić po mieście szukać jej. Poszedłem do pobliskiego parku. Wiem że Violetta lubi takie miejsca. Chodziłem po nim, zobaczyłem dziewczynę siedzącą pod drzewem. Niepewnie spytałem.
-Violetta? - dziewczyna podniosła głowę do góry. Teraz wiedziałem że to ona. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Więc szybko ją przytuliłem.
-Przepraszam Cię za wszystko. - nic nie odpowiedziała. Postanowiłem kontynuować. - Violu, wiesz przecież że jesteś dla mnie najważniejsza, zachowałem się jak idiota, ale to dlatego że bardzo Cię kocham i boję się że Cię stracę. Nie dałbym rady żyć bez Ciebie. Przepraszam też za to że wtedy gdy chciałaś się pogodzić tak się zachowałem. Proszę Cię wróćmy razem do naszego domu w Buenos Aires. Do naszych dzieci. - podniosła głowę i spojrzała na mnie, jej twarz była smutna. Miała spuchnięte, czerwone policzki od płaczu. Rozczochrane włosy. W jej oczach było widać ból.
-Kocham Cię Leon. - wyszeptała.
-Ja też Cię bardzo kocham. - pocałowałem ją delikatnie w usta. - Wróćmy do domu. - Violetta nic nie powiedziała tylko wstała. Złapałem ją za rękę. - Masz tu jakieś rzeczy?
-Nie. Przyjechałam tu bez niczego. - poszliśmy od razu na lotnisko. Kupiliśmy bilety. Samolot mieliśmy za 2 godziny. Czekaliśmy na lotnisku.
-Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też. - dziewczyna wreszcie się usmiechnęłam.
-Kocham jak się uśmiechasz. - zaczęła się rumienic. -I jesteś piękna jak się rumienisz. - mocno mnie przytuliła. Wreszcie mieliśmy samolot. Podróż była strasznie długa.
-Leon - powiedziała Violetta, spojrzałem na nią. - nie chce się już z tobą więcej kłócić.
-Ja też nie chce się z tobą kłócić. - zbliżyłem swoją twarz do jej, czułem na sobie jej oddech. Delikatnie dotknąłem jej ust. Odwzajemniła pocałunek. Cieszyłem się tą chwilą. Brakowało mi jej ciepła, dotyku.
Zapraszam na nowego bloga!
historia-martiny.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz